DIY to trend, który szczególnie wśród kreatywnej części naszej populacji cieszy się nieustającym powodzeniem. Nie inaczej jest w świecie druku przestrzennego. Czy jest z nami jakiś współczesny Adam Słodowy? Jeśli tak, są szanse, że będzie pan zadowolony.
DIY dla wytrwałych
Zobacz: 5 rzeczy drukowanych 3D do postawienia na biurku
Złoty medal wędruje do Steve’a Salomon aka Reddadsteve, który uraczył nas uroczymi figurkami bohaterów pochodzących wprost z jego ulubionych filmów, kreskówek i komiksów. Co zyskaliśmy? Zadowoleni mogą być wątpienia polscy fani Dilberta, Wallace’a i Gromita, Tintina, Flintstonów czy Alicji w Krainie Czarów. Powiecie „nic wyjątkowego”? Być może, ale precyzja i dbałość o szczegóły, z jaką wykonane są te modele rzuca na kolana. Dla mnie, fanki bohaterów Lewisa Carrolla, kot z Cheshire to prawdziwy rarytas. Do tego już za chwilę może być mój. Pliki niezbędne do wydruku skrajnie niezależnego kocura i innych znajdziecie tutaj. Konieczne: spore pokłady cierpliwości i dobrej jakości filamenty.
Zobacz: Druga szansa dzięki trzeciemu wymiarowi, czyli jak druk 3D pomaga zwierzakom
To jeździ!
„Ej, to jeździ” – powiedziała moja latorośl, zerkając mi przez ramię na ekran, gdy oglądałam załączone poniżej wideo w poszukiwaniu bohaterów tego zestawienia. No właśnie, jeździ – pomyślałam. Jest w pełni funkcjonalne, wygląda więcej niż nieźle i do tego jak ulał pasuje do kategorii DIY. 2. miejsce.
Autorem fiszki jest Colorfabb, holenderski producent innowacyjnych filamentów. Sam deck powstał na bazie projektu Andrew Askedalla. Firma Colorfabb stworzyła resztę w oparciu o …znalezione w internecie zdjęcia, ponieważ – jak sama przyznała – żaden członek jej teamu ekspertem od skateboardingu nie jest. Tym bardziej brawa. Deskorolka w pełni zasługuje na komentarz „ej to jeździ”, wydrukowane kółka nie szwankują, prędkość nie zawstydza. Nie dość, że DIY, to – w czasach fiszkomanii – prawie absolutny „must have”. Deskę oraz inne darmowe pliki od Colorfabb znajdziecie pod tym linkiem.
Ekstrawagancja, czyli cytrynowa trytytka DIY
Znacie Make Anything? Jeśli nie, nadróbcie braki. Wideo blog prowadzony przez młodego Kalifornijczyka zaskarbił sobie serca już przeszło 71 tys. subskrybentów, w tym również moje, i jeśli pomysłów mu nie braknie, rzesza jego fanów z pewnością będzie rosła. Niejako zatem po znajomości umieszczam w moim rankingu DIY także Devina Montesa z Make Anything. Nie chodzi tu jednak o zwykłe kumoterstwo. Projekty Amerykanina są proste, idealne dla początkujących i zabaw z dzieciakami, a jego filmiki w klarowny sposób, krok po kroku wyjaśniają poszczególne etapy realizacji projektów. Do tego Devin jest po prostu niezwykle sympatycznym zapaleńcem. Na razie pozycja nr 3, ale z potencjałem na lidera.
Z dość pokaźnego portfolio Make Anything wybrałam dla was to:
5 minut i spersonalizowana trytytka jest wasza. Nie czarna, nie biała. Taka, jaką sobie życzycie. Pliki tutaj.
A może maszynka DIY?
Ta realizacja nie przekonuje mnie w pełni, a na pewno nie na tyle, abym dała jej użyć na swoim ciele. Bez wątpienia jednak jest interesująca i przemówić może do tych, którzy stawiają pierwsze kroki w sztuce tatuażu. Przed wami projekt WayOfThinking – maszynka do tatuażu stworzona na bazie drukowanych elementów. Wydrukowanie dwóch widocznych na zdjęciu części zajmuje około 3 godzin (Stratasys U).
Co najważniejsze, twórca zapewnia, że sprzęt działa na tyle dobrze, że 10 wytatuowanych nią klientów nie wygraża mu pięściami. Po pliki potrzebne do wydruku zapraszam tutaj.
Design DIY. W sam raz dla Centusia*
Pamiętacie lampy Christo Logana? Kiedyś te drukowane, ceramiczne klosze o wysublimowanej estetyce niemal zawróciły mi w głowie. Umiłowanie do piękna przegrało jednak z rozsądkiem (499$). Znalazłam jednak erzac. No dobrze, daleko mu do kolekcji two.parts, ale niedosyt postaram się wynagrodzić sobie radością z posiadania czegoś wytworzonego własnymi siłami. Co to będzie? Klosz od bułgarskiego studia Voood.
Pozostaje mi tylko wybrać pomiędzy czernią a bielą i wysupłać z kieszeni 15,96 $ za gotowy plik, co w porównaniu z ceną sztuki Logana jest co najmniej rozsądnym wydatkiem. Do tego jeszcze oprawka z kablem wprost z Ikei (15 zł), cena materiału i bezcenna satysfakcja z sukcesu.
*oszczędny do przesady mieszkaniec dawnej Galicji
Autor: Aleksandra Skimina